Konwój

Niemal w mgnieniu oka nastąpiła potężna detonacja i trafiony statek znikł na chwilę z pola widzenia świadków tego wydarzenia, przebywających na sąsiednich jednostkach. W niebo wzbił się ogromny słup ognia, wody i pary, a kiedy mgła dymu opadła, na miejscu trafionego statku widniała pustka. Artylerzyści wszystkich okrętów i statków stojących na redzie otworzyli gwałtowny, ale trochę spóźniony ogień, gdyż nieprzyjacielskie samoloty przeleciały nie trafione. Momentalnie jednak pojawiły się brytyjskie myśliwce typu Spit-fire, odważnie przeleciały ponad „ścianą ognia” przeznaczoną dla Włochów i pogoniły ich śladem. Wkrótce dopełnił się los jednego z napastniczych samolotów, który został celnie ostrzelany przez któregoś ze Spitfire’ów i ciągnąc za sobą długą kitę czarnego dymu zwalił się na ląd. W nocy drogi obu polskich statków się rozdzieliły. Większość jednostek konwoju, wraz z „Batorym”, weszła do portu, by wyokrętować przywiezionych żołnierzy oraz wyładować sprzęt, „Sobieski” natomiast z drugim transportowcem został skierowany do Philippeville. Przyczyną tej nagłej decyzji była konieczność szybkiego dowie-zienia żołnierzy do wspomnianego portu, na wschód od którego toczyły się ciężkie walki z nie-przyjacielem. Po wykonaniu tego zadania oba statki powróciły do Algieru, skąd udały s!ię w drogę powrotną, z krótkim przystankiem w Gibraltarze. W porcie tym na „Batorego” została m. in. zaokrętowana grupa niemieckich jeńców — wyratowanych rozbitków z niedawno za-topionego U-boota. Ich rejs na ,Batorym” wspomina asystent maszynowy Marian Pyszke:
Była to załoga U-boota, która, prawdopodobnie niesłusznie, przechwalała się, że niedawno storpedowała angielski lotniskowiec. Anglicy dotkliwie odczuwali wtedy utratę kilku swych okrętów, zwłaszcza że propaganda hitlerowska jak zwykle wyolbrzymiła własne sukcesy. Wzburzenie Brytyjczyków było tak duże, że obawialiśmy się, aby na „Batorym” nie doszło do samosądu. Niemców było około trzydziestu; umieszczono ich, pamiętam, w sekcji 900-B., pod eskortą uzbrojonych strażników. Zostali oni skierowani do pracy w kuchni, gdzie od początku potulnie wywiązywali się ze swych obowiązków. Tylko dowódca U-boota, jasnowłosy, typowy przedstawiciel germańskiej rasy, próbował w pierwszych dniach buntować się przeciwko rozkazom skierowanym do niego. Ale i on pod koniec podróży .umilkł i spotulniał. Do żadnych incydentów na statku nie doszło. Zresztą, jak wkrótce zorientowaliśmy się, Niemcy bardziej obawiali się nas, Polaków, aniżeli brytyjskich żołnierzy. Publiczność angielska uprzedzona o tym, że wieziemy jeńców chlubiących się posłaniem na dno dziesiątków brytyjskich boy’s, oczekiwała naszego powrotu. Otrzymaliśmy więc rozkaz, aby potajemnie wyprowadzić jeńców ze statku i przewieźć ich do miasta, gdzie oddani zostali władzom wojskowym.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz